Co roku przybywa rowerzystów okazjonalnych, jak i tych regularnie spędzających czas na rowerze jako formie aktywności fizycznej. Przyjemnościami należy się dzielić i nie inaczej jest z jazdą rowerową. Dla rodzica zaszczepianie pozytywnych wzorców u latorośli jest wręcz obowiązkowe. Nie ma co czekać i odkładać nieuniknionego. Dziecko należy zabierać w trasę już od najmłodszych lat. Wspólna jazda, przeżycia a później wspomnienia, to spoiwo mające wielkie szanse na przetrwanie niejednego życiowego zakrętu.
Prawo i Bezpieczeństwo
Bezpieczeństwo przede wszystkim, wszak chodzi o nasze dziecko, dlatego też na początek najważniejsze zagadnienia dotyczące malca, roweru i drogi publicznej. Gdy nasz maluch jeszcze nie potrafi samodzielnie poruszać się rowerem i ma poniżej 7 lat, nadal możemy wspólnie podróżować na dwa sposoby. Pierwszym jest fotelik mocowany do roweru, drugim jest przyczepa ciągnięta za naszym jednośladem. W obu przypadkach pamiętajmy, że poza dopuszczonymi w przepisach wyjątkami mamy obowiązek poruszania się takim zestawem po jezdni lub wyznaczonej ścieżce rowerowej.
Dziecko poniżej 10 roku życia może samodzielnie poruszać się rowerem, lecz jedynie pod opieką osoby dorosłej. Jest zgodnie z prawem pieszym, wobec tego powinien poruszać się po chodniku. Opiekun może być pieszym, ale również rowerzystą, jest to jeden z wyjątków, kiedy możemy sami jeździć po chodniku. Dziecko wciąż w świetle przepisów pozostaje pieszym.
Dziesięcioletnie dziecko może już poruszać się rowerem po drodze publicznej wciąż z opiekunem lub jeśli posiada kartę rowerową, samodzielnie. Z dzieckiem w tym wieku nie można już jeździć po chodniku jako opiekun.
Mimo rozlicznych inicjatyw wciąż nie ma w Polsce obowiązku jazdy w kasku. Lecz nie ma również takiego zakazu. Sprawa obowiązkowej ochrony głowy dzieli od lat nie tylko samych cyklistów ale również specjalistów od ruchu drogowego. Odpowiedzmy sobie sami, patrząc na naszą pociechę i wybierzmy rozsądnie.
Brzdąc dociążający
Jak już wspomniano, jedną z możliwości przewożenia małego dziecka jest fotelik. Dobrze, ale jak małego. I ponownie napotykamy na lawinę sprzecznych informacji. Liczne grono pediatrów określa minimalny wiek na około 1,5 roku, czyli czas, kiedy maluch już swobodnie i samodzielnie spędza większość aktywnej części doby siedząc. Istnieją również i inny opinie sugerujące, aby znacznie przesunąć granice. Podkreślają niedojrzałość układu kostno-stawowo-mięśniowego w starciu z co prawda sporadycznym, lecz intensywnymi obciążeniami związanymi z jazdą rowerową. Zalecają wiek minimum 3 lata.
Trochę lepiej pod tym względem przedstawia się sytuacja z przyczepkami rowerowymi. Zapewniają one znacznie większy komfort jazdy, również dla nas, prowadzących rower. Oferują o wiele większą możliwość adaptacji odpowiednio do wieku, wzrost i wagi malucha. Coraz popularniejsze stają się istne kombajny, które prócz funkcji przyczepki mogą odgrywać rolę wózków, a nawet w okresie zimowym, sanek.
Szkrab pościgowy
Wraz z upływem lat nasza pociecha dorasta do własnego roweru. Kiedy już nauczymy ją sztuki jazdy na rowerze, z początku pod naszym czujnym okiem, a następnie samodzielnie pokonuje coraz to dłuższe trasy. Okazujmy zdrowy rozsądek i dobierajmy trasy adekwatne do możliwości. Zwróćmy uwagę, że dziecko w trasie ma inne priorytety, inne potrzeby. Maluch może nie poprzestać na podziwianiu piękna okolicy, nie wystarczy mu samo pokonywanie kolejnych kilometrów. Prawdopodobnie znuży go trasa dla nas samych zapierająca dech w piersi.
Robiąc niezbędne przerwy, zadbajmy o coś do przegryzienia, koniecznie o płyny (kontrolujemy temperaturę dziecka), może ulubioną maskotkę. Im bardziej trasa przejazdu będzie urozmaicona, tym lepiej. W trasie, szczególnie z dziećmi zdarzają się sytuacje nieoczekiwane. Sprawny rower to podstawa, ale weźmy ze sobą chociażby podstawowy ekwipunek dodatkowy w postaci bielizny na zmianę oraz prostego pakietu opatrunkowego.
Dziecko na własnym jednośladzie ma imponującą umiejętność graniczącą niemal z teleportacją. Potrafi w jednej chwili znaleźć się w zgoła nieoczekiwanym dla nas miejscu. Stanowi to olbrzymie obciążenie dla nas, opiekunów. Nie wystarczy mieć przysłowiowych oczu wokół głowy, przyda się również sztuka przewidywania przyszłości. Niemniej, po powrocie, widok zdrowo umęczonej, lecz uśmiechniętej od ucha do ucha twarzyczki wynagradza z nawiązką wszystkie niedogodności.
Powtórzmy stare porzekadło mówiące, że dzieci nas nie słuchają, dzieci nas naśladują. Nie poprzestawajmy na upomnieniach i zapomnijmy o mentorskim tonie. Sami okazujmy rozsądek i troskę o bezpieczeństwo swoje i innych użytkowników przestrzeni publicznej. To znacznie lepszy sposób na wyrobienie w następnym pokoleniu oczekiwanych wzorców zachowań w przyszłości.